Z dedykacją dla
wszystkich, którzy mają dzisiaj urodziny jak ja! I dla ojców, chociaż żaden
tego nie przeczyta, ha!
Stali
twarzą w twarz, uważnie obserwując siebie nawzajem. Shikamaru wydawał się być
nieco bardziej spięty niż sam Sasuke, a w końcu to ten pierwszy trzymał w ręku broń. Komisarz
nie potrafił dojrzeć intencji aspiranta, dlatego co rusz zerkał na naładowanego
gnata i drżący palec Nary ulokowany na spuście.
—
Nie muszę ci chyba niczego tłumaczyć — zaczął leniwie Shikamaru. — W końcu zacząłeś
się domyślać. Szkoda tylko, że tak późno.
—
Dlaczego dopiero teraz? — Sasuke nie miał więcej pytań. Tak naprawdę nie
oczekiwał zbyt wielu odpowiedzi. Dobrze zdawał sobie sprawę, że Nara pragnie
zemsty za zabicie Asumy i doskonale go rozumiał. Na jego miejscu miał być jego
chrzestny, który teraz mimo wszystko był bezpieczny i wolny, bowiem mafia
znalazła sobie inny cel.
Shikamaru
Nara był ich informatorem. Swą długą opowieść zaczął od wytłumaczenia, dlaczego tak właśnie
się stało. Nie było zaskoczeniem, iż to dzień, w którym pijany Asuma przyszedł do niego do domu stał się przełomowy. Mężczyzna bełkotał, jak bardzo mu przykro i czy gdyby cokolwiek go spotkało, Kurenai
będzie bezpieczna pod jego czujnym okiem. Aspirant bez zawahania obiecał zająć
się nią i ich dzieckiem, ale wyparł tamten moment z pamięci, zważywszy na stan w
jakim ojciec się znajdował. Dowiedziawszy się, kto pociągnął za spust, a nie
wiedząc, że Sarutobi chorował i dobrowolnie podjął się zadania, poprzysiągł
zemstę. Długo rozważał, czy powinien
udać się po pomoc do mafii. Zdawał sobie sprawę, że wiązanie się z nimi to jak
podpisanie paktu z diabłem i jedyną ucieczką przed mafijną rodziną będzie śmierć. Mimo to
postanowił sprzedać siebie tylko po to, by dokonać zemsty. Zajęło mu to dwa lata, planowanie i próba zyskania zaufania ze strony mafii trwała — ale w końcu nadszedł ten dzień i można rzec, że się udało.
Na
spotkaniu z mafią przedstawił swój plan, a także to, co on mógł im zaoferować.
Wiedząc, iż Nara pracował w policji, chciano wykorzystać ten fakt — miał być
ich informatorem. Zaprowadzono go do salonu Deidary, mężczyzny robiącego
dziary. Podając mu specyfik znieczulający nie wiedział, że będzie to zwykły narkotyk,
który nie pozwoli mu dojrzeć nic, co robiono w trakcie tatuowania: mowa tutaj
o wprowadzaniu pod skórę chipa, który aktywowany już na zawsze miał mówić
Akatsuki o tym, gdzie dokładnie dana osoba się znajdowała. O tym cudownym
wynalazku dowiedział się dopiero w trakcie śledztwa i strach niemalże
sparaliżował całe jego ciało. W domu często dotykał tego niewidzialnego na
pierwszy rzut oka zgrubienia i ze smutkiem stwierdził, że naprawdę dał się
oszukać.
Plan
zemsty miał być prosty: Shikamaru chciał, aby Sasuke został oskarżony o
zabójstwo. Mafia przystała na taki pomysł, przedstawiono więc okrojony
konspekt, kiedy i jak zostanie to zrealizowane, ale dopiero z wiadomości Nara
dowiedział się, jak naprawdę to wyglądało. Początkowo Akatsuki mówiło o zwykłym
teatrzyku — podstawieniu kilku aktorów, wybrania jakiegoś pustostanu, nagraniu całego wydarzenia i wysłaniu pliku w świat. Aby to zrobić, musieli ogłuszyć Sasuke i zabrać gdzieś, gdzie ów spektakl miał zostać rozegrany.
Okazało
się jednak, że główni aktorzy byli prawdziwi, z czego było ich tylko dwóch.
Jeden leżał martwy, a drugi nieprzytomny. Shikamaru podejrzewał więc, że mafia
musiała czymś Sasuke nafaszerować lub go zaszantażować. Niemniej wszystko sprowadzało się do jednego — zabójstwa Madary. Prawdy jednak nie znał i nie potrafił rozświetlić
komisarzowi całej tej przeszłości, której on w żaden sposób nie mógł sobie
przypomnieć.
—
W takim razie to mogłem być ja, prawda?
Shikamaru
potrząsnął bezradnie głową.
—
Jak już mówiłem, nie znałem ich całego planu. Dowiedziałem się tylko, i to z
czasem, że prawdopodobnie mogli cię czymś nafaszerować, stąd ten zanik pamięci.
— Nara spojrzał na komisarza współczująco. — W tej kwestii nie jestem w stanie
ci pomóc. Kompletnie nic nie wiem, tylko oni mają pełną wiedzę z tamtej
feralnej nocy. Podkreślam jednak raz jeszcze: nie chciałem tego. Nie w taki
sposób. Jak tylko się dowiedziałem o tej dramatycznej akcji, zacząłem głębiej szukać. Tak, nienawidziłem cię — dodał szybko, jakby odpowiadając na nieme
pytanie Sasuke rzucone zwykłym spojrzeniem — ale nie w takim stopniu, by zaraz
pakować cię za kolejne morderstwo. Przyznaję, początkowo podobała mi się ta
wersja, nawet byłem zadowolony. W końcu morderca mojego ojca zostanie
oskarżony, sprawiedliwie jak sądziłem, za ten haniebny czyn. I wtedy, tydzień
później natknąłem się na tajemniczy artykuł w odmętach Internetu. Mówił o
antyterrorystycznej organizacji pod pseudonimem ANBU, która liczyła sobie
kilkoro członków...
Sasuke
zwiesił głowę i Nara wiedział, że trafił. Uśmiechnął się półgębkiem.
—
Widziałeś tatuaż — stwierdził bez patrzenia na minę towarzysza.
—
Widziałem. Połączyłem nieco fakty. Dowiedziałem się, czym zajmował się twój
ojciec i że wpakował w to wszystko chętnego do współpracy Asumę. Obaj pragnęli
zniszczyć mafię od środka. Za wszelką cenę.
Spojrzeli
na siebie porozumiewawczo. Wtedy Shikamaru dodał, że po wszystkim zaczął szukać
głębiej, znikał na całe dnie i noce w archiwach, całych stosach papierów. Czytał raporty, poprosił nawet o
wgląd w raporty Fugaku i Asumy z nadzieją znalezienia wszystkich informacji. Po
wszystkim uraczył Tsunade wizytą, przyznając się do wszystkiego i
przedstawiwszy swój plan działania, wspólnie uzgodnili, by celem nie został
Kakashi a sam Shikamaru. Bez trudu więc odciął mafię od informacji, a z czasem,
by bardziej ich rozjuszyć, zaczął wysyłać im fałszywe sygnały. Gdy połknęli
haczyk to był ten czas, by zadziałać.
—
Długo nie rozumiałem, dlaczego go zabiłeś. Podejrzewałem cię o kontakty z
mafią, ale nigdy nie przypuszczałem, że… — urwał w tak ważnym momencie, ale
zważywszy na to, jak bardzo łamał mu się głos po prostu musiał odpuścić.
Zaszklone, już nie nienawistne spojrzenie przeniósł na, wydawałoby się, chłodne
oblicze Sasuke, podczas gdy komisarz cały wrzał w środku od nadmiaru emocji.
Tak bardzo wszystkiego żałował, że jedynym pragnieniem było móc cofnąć się w
czasie. — Dopiero niedawno odkryłem prawdziwy powód. Wstrząsnął mną tak bardzo,
że nagle przestałem cię nienawidzić.
Komisarz
wbił w niego nieco zamglone spojrzenie, ale Shikamaru już na niego nie patrzył.
Całą swoją uwagę poświęcił zaschniętej plamie krwi, która ledwo widoczna wciąż
oblepiała swym kształtem betonową, starą podłogę. Stojąc wprost w miejscu, w
którym zginął Asuma, czuł niewyobrażalny ból, który swym uciskiem zabierał
każdy cenny dech.
—
Nie chciałem tego — wychrypiał Sasuke, przecierając dłonią zmęczoną twarz. —
Nie zgodziłem się od razu.
Shikamaru
słuchał. Z ciężkim sercem słuchał uważnie, co komisarz miał mu do powiedzenia,
mimo że wiedział już wszystko. Część jego planu miała jednak zostać
zrealizowana dopiero wtedy, gdy ten drugi będzie gotowy.
—
Asuma przyszedł do mnie z butelką sake — opowiadał, uśmiechając się przy tym
słabo. — Powiedział, że czas poważnie porozmawiać i podjąć męską decyzję.
Mijały jednak godziny, a my siedzieliśmy przy stole i piliśmy. — Tylko raz
zerknął na Shikamaru, który w skupieniu wpatrywał się w niego, choć wzrok mógł
zabić. — Długo przekonywał mnie, że to jedyna słuszna decyzja, by zgładzić
mafię od środka. Wkupić się w ich łaski, a potem po prostu zniszczyć. Ufając
mi, mieli strzelić do własnej bramki. To miało być ich samobójstwo. — Ostatnie
słowo wyraźnie zaakcentował, dławiąc w sobie chęć splunięcia. — Zgodziłem
się dopiero, gdy powiedział mi, że ma raka.
Długa, dziwna i męcząca cisza osiadła na ich barkach.
—
Oponowałem, namawiałem do podjęcia leczenia, ale Asuma powiedział mi, że
zostało mu mało czasu, że rak jest tak w tak zaawansowanym stanie, że… że chemia
go nie uratuje. Nie chciał walczyć, bo nie miało to sensu. Wolał poświęcić się
w imię czegoś wyższego.
Shikamaru
milczał.
—
Zabiłem go, bo mnie o to poprosił.
—
Żałujesz?
Sasuke
przełknął ciężko ślinę, jakoby jakaś smolista kula zalęgła się w nader
zaschniętym gardle.
—
Żałuję, bo w końcu i tak spierdoliłem. Stchórzyłem po śmierci ojca, nie byłem w
stanie dłużej siedzieć w tym gównie po uszy.
—
Dlaczego wróciłeś? — spytał z zaciśniętym gardłem.
—
Śmierć Madary mnie to tego zmusiła.
—
Nie wiem, czy go zabiłeś jak już wspomniałem wcześniej, wiem tylko, że tak
bardzo cię nafaszerowali, iż możesz tego nie pamiętać. Możliwe również, że
twoja podświadomość to wszystko wyparła. Nie wiem, Sasuke, co tak naprawdę się
stało. Mieli cię wrobić w morderstwo, owszem. Chciałem się zemścić za Asumę,
nie sądziłem jednak, że posuną się do czegoś takiego. Uważałem, że… — urwał. —
Miałem nadzieję, że wymyślą coś innego. W końcu byłem już jednym z nich, liczyłem na współpracę. Opłaciłem ich
usługi, sprzedałem się i teraz cholernie mi przykro.
Uchiha
próbował przypomnieć sobie cokolwiek, ale tamtego wieczora kompletnie nie
pamiętał. Jakby ktoś wymazał mu pamięć z dysku i już nigdy nie miał się
dowiedzieć, jakie obrazy za nim się kryły. Cholernie bał się odkryć prawdę;
mimo że Shikamaru powiedział mu, kto był za to odpowiedzialny, a czego on
poniekąd się domyślał, przerażała go ta jedna, sroga niewiadoma — k t o zabił?
—
Oni wiedzą… wiedzą, że sypię.
Komisarz
uniósł lekko brwi.
—
Są w drodze, by mnie sprzątnąć, bo myślą, że ty tego nie zrobisz.
—
Dlaczego tak sądzą?
—
Nie wiem — odpowiedział szczerze. — Wiem za to, że nie zamierzam ginąć z ich
ręki. Nie zabiliby mnie od razu. Wpierw tortury, których sam doświadczyłeś, a
później długa i cierpiąca śmierć, najlepiej na ich oczach. — Wbił wzrok w
ziemię. — Jak już raz cię oznaczą, na zawsze jesteś ich. Jeden zły krok, który
może im zaszkodzić i żegnasz się z życiem. Nie chcę również, abyś to ty
pociągnął za spust.
—
Co ty pieprzysz?
—
Trzeba działać, Sasuke. Są już w drodze, wiedzą, gdzie jestem przez ten
cholerny chip!
Shikamaru
powoli podniósł rękę i wycelował broń wprost w czoło, aby strzał, który miał
zaraz dokonać, wyglądał naturalnie, tak jakby to komisarz stał naprzeciwko i
strzelił, uwalniając mafię od grającego na dwa fronty kreta.
—
Daj spokój! — Uniósł się Sasuke, podchodząc do niego i chcąc wyrwać mu pistolet
z ręki. Oberwał kolbą prosto w wargę, zachwiał się na nogach, robiąc kilka
kroków w tył. Złapawszy się za rozcięte i krwawiące miejsce, spojrzał spode łba
na Shikamaru. — Pojebało cię?
Uderzył
go raz jeszcze, tym razem z pięści. Drugiego ataku nie dokonał, bo Sasuke już
trzymał go za mankiet i sam zadał cios prosto w żuchwę. Dopiero po wymianie
kilku szybkich ataków zrozumiał, że to była tylko część planu. Miało wyglądać tak, jakby
szarpali się ze sobą, jakby naprawdę doszło między nimi do walki na śmierć i życie. W końcu Nara wyjął z kieszeni
nóż i to był impuls, instynkt, który kazał się bronić. Mimo że aspirant wcale
nie zamierzał dźgać narzędziem komisarza, krew musiała trysnąć. Mafia lubiła
takie sceny, musiała je zobaczyć chociażby po fakcie.
Nóż
rozdarł rękaw koszuli Sasuke, lewe ramię odkryło kawałek tatuażu, któremu
Shikamaru uważniej się przyjrzał. Teraz tuż nad malunkiem rysowała się płytka rana, która
powoli zaczęła wypluwać z siebie bordową osokę.
Jeden
cios, drugi, trzeci. Zamachnięcie nożem, który tylko powierzchownie dotykał
skóry komisarza, przecięło świstem powietrze. Sasuke w końcu powalił domniemanego przeciwnika na ziemię i
obaj turlali się po zakurzonej podłodze, siłując się między sobą i co
rusz zmieniając pozycje. Gdy to Shikamaru był na górze, przygniatając Sasuke
lewym kolanem wprost pod żebrami, nie szczędził ciosów. Można było rzec, iż była
to ta prawdziwa zemsta za Asumę, coś, co pragnął zrobić dawno temu, ale dopiero
teraz nadarzyła się okazja. Gdy w końcu Nara zawahał się przed oddaniem
kolejnego prawego sierpowego, widząc poturbowaną twarz Sasuke, ten zepchnął go z
siebie i kopnął, po czym szarpnął mocniej za kołnierz i raz uderzył jego ciałem
w podłogę. Wyrwał z rąk Nary nóż i cisnął nim wściekle w kąt. Narzędzie z
brzękiem uderzyło o beton.
Po
wszystkim wstał, sapiąc ze zmęczenia. W jego ślad poszedł i Shikamaru, który
jeszcze na klęczkach wypluwał krew.
—
To prawda, co mówią — mruknął. Uchiha posłał mu pytające spojrzenie. — Dobry
jesteś. Bijesz jak zawodowiec.
Twarz
Sasuke nie wyrażała zbyt wiele. Nie odezwał się zatem, śledził tylko wzrokiem
ruchy Nary, który już podniósł się z ziemi i przyłożył broń do czoła. Z lewego
łuku brwiowego ciurkiem ciekła krew, zalewając mu oko.
—
Wybaczam ci.
To
było niczym powiew rześkiej bryzy, która sprawiła, że jakiś niewidzialny ciężar
spadł z serca i pozwolił oddychać. Sasuke potrząsnął energicznie głową i utkwił
spojrzenie w jego dłoni, kurczowo trzymającej spluwę.
—
Wybaczam — powtórzył głucho, po czym głośno westchnął. — Nie pozwól, by śmierć
niewinnych, Asumy czy moja poszła na marne. Zrób wszystko, by zniszczyć tych
skurwysynów od środka. — Broń nader szybko dotknęła zimną lufą jego czoła. Ręka nawet mu nie zadrżała, tak jakby od dawna już ćwiczył tego typu
ruch i był gotów na koniec. Sasuke drgnął, głos uwiązł mu w gardle. — I nie
pozwól, by w jakikolwiek sposób cię przejrzeli. Nigdy, Sasuke.
Patrzyli
sobie w oczy. Choć chwila ta nie trwała długo, dla nich ciągnęła się w
nieskończoność. Nim komisarz zrobił krok w jego stronę i zdążył krzyknąć, Shikamaru
Nara pociągnął za spust.
Jak
w zwolnionym tempie, dokładnie jak tamtego feralnego wieczoru, będąc świadkiem
śmierci ojca i Asumy, widział jak zdziwione oczy aspiranta tracą nagle cały
swój żywioł, a tryskająca krew opluwa podłogę i jego samego, ściekając teraz po
twarzy, włosach i odzieniu. Wyciekający mózg rozszarpany na kawałki został
wypluty z drugiej strony, a nabój przebił czaszkę z taką siłą, że prawie się
nie zatrzymał, omal nie przedziurawiając jej na wylot.
Nim
ciało mężczyzny osunęło się na betonową podłogę, Sasuke Uchiha padł na kolana,
chowając zapłakaną twarz w dłoniach. Minęło raptem kilka sekund, by mógł się
otrząsnąć i wziąć w garść. Odsunąwszy ręce od splamionego krwią lica, spojrzał
na nieruchome ciało towarzysza. Rozrastająca się plama świeżej juchy tworzyła
olbrzymiego, niekończącego się kleksa wypływającego wprost z dziurawego mózgu
Shikamaru.
Oni wiedzą,
wciąż rozbrzmiewało w jego głowie. Nara przekazał mu wszystko, co wiedział,
działając na dwa fronty i ryzykując własnym życiem, by pod sam koniec wszystko
odkręcić. I pomimo zemsty, którą się kierował w końcu zrozumiał, jak
idiotycznie postąpił. Wolał wiec sam odebrać sobie życie, aniżeli pozwolić na
to mafii, która przestała już ufać swojemu informatorowi. Reasumując, zagrażał
im bardziej niż Kakashi, a Sasuke zwykł likwidować problemy mafii, którym był
nie kto inny jak Shikamaru. Nie pozwoliwszy komisarzowi na podjęcie decyzji, sam
pociągnął za spust, dając mu pole do działania. Uchiha nie mógł zatem tego
spierdolić po raz drugi.
Podniósł
się z klęczek i podszedł do wciąż ciepłych zwłok Nary. Pochylił się nad nimi
tylko na chwilę, aby móc spojrzeć na już spokojne oblicze aspiranta. Dziwna,
dość samobójcza myśl musnęła jego umysł, gdy wyciągnięta z ręki towarzysza broń
wylądowała w jego, wycelowana tuż w grdykę. Po chwili jednak schował twarz w
swoich dłoniach i zapłakał.
Tak
jak podczas pogrzebu ojca. Tak jak wtedy, gdy zastrzelił Asumę.
Wodospad
łez, rozpaczy i goryczy ciął jego policzki, a krew na twarzy rozmazała się i
szpeciła już również całą jego żuchwę i czoło. Poczuł się jak morderca z
wyrzutami sumienia.
Usłyszała
strzał i struchlała. Energicznie mrugała i niemo poruszała ustami, strach
sparaliżował całe jej ciało, niezdolne do jakiegokolwiek ruchu. Bała się myśli,
wizji śmierci snującej się gdzieś w odmętach starej fabryki. Obawiała się
zastać na miejscu trupa, którym niekoniecznie miał być cel Sasuke, ale on
sam. Długo więc nasłuchiwała, aż do momentu, gdy echo nie poniosło ze sobą
czyichś kroków. Drżącymi dłońmi pociągnęła za mosiężną, zardzewiałą klamkę i
weszła do środka.
Początkowo
czaiła się w progu, nieco zagubiona już wymarłą konstrukcją budynku. Metalowe
schody zaraz na lewo i prawo prowadziły donikąd, bowiem strop był oberwany. Był
to jednak ogromny, wysoki pokój, który oddzielały zardzewiałe kotły sięgające
do sufitu. Metalowe stoły i szafy walały się po kątach, a stare, ciemne rury
wiły się pod nogami i nad głową niczym dzikie węże.
Na
usta cisnęło się imię komisarza, ale zdławiony strachem głos nie wydostał się z
gardła. Przycisnęła pięść do piersi, by jakkolwiek uspokoić rozkołatane serce.
Bała się zajrzeć głębiej, obawiała się widoku, jaki miał ją zastać. Jak
słusznie podpowiadał jej instynkt, miała zobaczyć coś, co wzbudzi w niej
strach.
Było
cicho. Wyjątkowo cicho, jakby kompletnie nic się nie wydarzyło.
Niechętnie
zrobiła kilka kroków, ale w połowie przystanęła. Usłyszała jakiś ruch, chwilę
później jakby szloch, a po wszystkim ponownie nastała cisza. Ciężko przełknęła
ślinę. Postąpiła jeszcze kilka kroków, wyminęła wielki kocioł, a zaraz potem
metalową szafę.
Zauważyła
coś, czego nie chciała widzieć. Odruchowo zasłoniła usta ręką i wybałuszyła
oczy. Potrząsnęła nerwowo głową, aż w końcu słowo n i e zaczęła powtarzać jak mantrę. W momencie, gdy Sasuke podniósł
na nią wzrok, znieruchomiała. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Uchiha
powoli podniósł się z klęczek i spojrzał to na martwego Shikamaru, to na swoją
rękę trzymającą mocno spluwę, to na ubrania pokryte krwią i dopiero wtedy otworzył
usta, zaczął coś mówić, ale Sakura natychmiast mu przerwała.
—
Zabiłeś Shikamaru — szepnęła, by po chwili spojrzeć mu hardo w oczy. — Zabiłeś
go, ale dlaczego? Widziałam twoją teczkę… nie on był celem. Celem — prychnęła,
a w oczach błysnęły łzy. — Celem był Kakashi, widziałam. Dla kogo ty pracujesz?
Co ty robisz? Kim ty… jesteś?
Nie
potrafił znaleźć słów. Nie miał żadnych dowodów, nie potrafił się obronić.
Komisarz nie wydał z siebie żadnego dźwięku, wydawałoby się nawet, że przestał
oddychać. Po prostu na nią patrzył i próbował wytrzymać to oskarżycielskie
spojrzenie.
—
Wiem, jak to wygląda — zaczął spokojnie, podnosząc ręce w geście obronnym. Mimo
wszystko nie wypuszczał z dłoni pistoletu. — Shikamaru był kretem…
—
I to był powód, by go zabijać?!
—
Uspokój się — warknął dość chłodno — i wysłuchaj. — Sakura zamilkła. — Był
informatorem Akatsuki, dlatego w dniu, gdy odwiedziliśmy klub Heike, ten tak
dziwnie się zachowywał. Nara dał mu wcześniej cynk, że będziemy. Co lepsze…
zaplanował zemstę, bo w przeszłości… — Nie był pewien, czy powinien jej o tym
powiedzieć, ale w końcu się przełamał. — Zabiłem jego chrzestnego tylko po to,
by wstąpić do mafii.
Pobladła
i Sasuke był niemal pewien, że za chwilę zemdleje. Kobieta jednak twardo stała
na nogach, chociaż serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
—
Kłamca — padło nagle z jej ust, głośno i wyraźnie, pełne jadu słowo. —
Pierdolony kłamca.
Nie
odpowiedział, ale wytrzymał jej spojrzenie. Nie zamierzał się kłócić, nie
teraz, kiedy oczekiwał towarzystwa w postaci Akatsuki. Shikamaru wyraźnie
zaznaczył, że wiedzą o wszystkim; o tym, iż ich wystawił. Sasuke musiał
działać.
Usłyszał
silnik samochodu. Przestraszone, acz wciąż czujne spojrzenie przeniósł na
Sakurę, która również zrozumiała, co się święci. Wesoła kompania przyjechała i
Haruno w ogóle nie powinna tutaj być. Nieważne, że nie wierzyła w ani jedno
słowo komisarza. Nieważne, co było prawdą. Musiała się schować, nim będzie za
późno.
—
Wrócimy do tego — rzuciła w jego stronę i szybko rozejrzała się za kątem, który
by ją ukrył. Skinęła głową na metalową szafę i niedużą przestrzeń za nią.
Pospiesznie podbiegła w jej stronę, uważnie lustrując niewielką szparę między
meblem a ścianą. Westchnęła przeciągle, ale pisk otwieranych starych drzwi
wzmocnił adrenalinę i natychmiast wsunęła się w rozsądne miejsce,
ledwo łapiąc tchu, gdy poczuła ucisk na brzuchu. — Cholera — sapnęła do siebie
na tyle cicho, że Uchiha nie mógł tego dosłyszeć.
Nerwowo
zerknął na metalową szafę, wciąż otwartą. Sakura już całkiem schowała się za
meblem i za pewne tak jak on cała trzęsła się ze strachu. W końcu wystarczyła
jedna sekunda, by wchodzący do pomieszczenia Akatsuki ujrzeli i ją.
—
Sasuke Uchiha! — zawołał już z daleka wysoki mężczyzna z rozbrajającym
uśmiechem na twarzy. Dumnie kroczył po betonowej podłodze, rozpościerając
szeroko ręce schowane w skórzanych rękawiczkach. Jego ciemny jak noc płaszcz
powiewał za nim, a idealnie skrojony garnitur i złoty zegarek na nadgarstku od
razu szkicowały w oczach lidera. — Wreszcie spotykamy się w lepszych
okolicznościach. Ostatni czas nie był nam przychylny… jak blizny?
Milczał.
Uważnie obserwował jego rozbawione oczy i bogate odzienie. Ciemne, błyszczące
jak psu jajca — jak humorystycznie porównał Sasuke — mokasyny nie miały na
sobie nawet drobinki kurzu. Jakby wychodząc z auta jakiś przydupas już klęczał
na kolanach, aby tylko wytrzeć swojemu bogu buty.
Ironiczne.
Perfidne.
Sasuke
przeklął w myślach. Bratanie się z tego typu ludźmi, zwłaszcza z kimś, kto
nosił to samo nazwisko, było sprawą bywale nietypową i uporczywą. Niemniej
nawet na moment nie zrzedła mu mina, nawet nie uraczył wchodzących do środka
mężczyzn — notabene ubranych podobnie jak ich szef, ale łatwo dało się zauważyć
różnicę — uśmiechem. Było jeszcze dwóch barczystych osiłków, zapewne od brudnej roboty. Patrzyli na Sasuke czujnym okiem, gestem podcinanego gardła dając mu do zrozumienia, że był głęboko w dupie. Jednakże chłodny wyraz jego twarzy nie wyrażał niczego, nawet kare oczy stały
się jakby puste. Wyszkolony do zadań specjalnych nie mógł przecież się ugiąć,
choćby na łożu śmierci leżała mu najbliższa osoba. Przed Akatsuki musiał grać
jak najwybitniejszy aktor.
—
Odpowiadaj, gdy szef pyta — charknął jeden z członków rodziny, nie wychylając
się zanadto przed szereg. Sasuke uważniej mu się przyjrzał i mimowolnie na jego
usta wpełznął ironiczny uśmiechem. — Co cię tak bawi?
—
Ty.
Mężczyzna
zmarszczył mocno brwi i ostentacyjnie zacisnął pięści, wymachując nimi przed
sobą. Był niższy od komisarza i zdecydowanie drobniejszy. Na lewym nadgarstku
widniał nawet ślad nieudanego tatuażu lalki. Idealnie wypielęgnowane paznokcie,
podobnie zresztą jak brwi, mogły rozbawić. Sasuke jednak miał inny powód i na
pewno nie był to fakt, iż mężczyzna miał rude włosy.
—
Doszły mnie słuchy, że Shikamaru wam zagrażał — odezwał się bezpośrednio w
stronę równego wzrostem mężczyzny, szefa. Uniósł
dłoń z zakrwawionym gnatem i wskazał nim martwego aspiranta, tuż za jego
plecami. — Może się dogadamy?
Szef
uśmiechnął się, ukazując garnitur białych i zdrowych zębów. Obłąkane oczy zaś
wyrażały tak ogromny zachwyt, że Uchiha musiał naprawdę mocno się postarać,
żeby nie rzucić się na niego i nie zatłuc go na śmierć.
—
Czego pragniesz w zamian?
—
Niewiele mi trzeba, Obito — odparował Sasuke spokojnie.
Obito
Uchiha nie był rodziną Sasuke. Łączyło ich jedynie wspólne nazwisko, choć osoba
trzecia stwierdziłaby, że byli do siebie podobni. Faktem okazało się jednak, że
to nieprawda. Obito był znany tylko nielicznym, zwykle nie pokazywał swojej
twarzy i posługiwał się swoimi pionkami w postaci członków Akatsuki. Nawet ANBU nie miało na niego całego profilu. Zdobycie jakichkolwiek informacji na temat rodzinny mafijnej zwykle kończyło się fiaskiem, a mimo to Sasuke znał
ich wszystkim. Przynajmniej z wyglądu i imienia. Długo wpatrywał się w
mężczyznę o białych włosach, Hidana, który nieufnym spojrzeniem lustrował jego
sylwetkę. Sasori zaś milczał od momentu, gdy sam szef szybko go uciszył, i tylko
uważnie rozglądał się po pomieszczeniu. Nie umknęło komisarzowi również to, jak
czujnie wpatrywał się w otwartą szafę, za którą skryła się Sakura. Niewidzialna
gula niemal wyrosła w gardle Uchihy.
—
Jestem skory przyznać, że bardzo mi zaimponowałeś. Jednakże — jego ton przybrał
nieco chłodniejsze brzmienie — nie wiem, czy powinienem ufać ci po raz drugi.
Młody
Uchiha milczał, a Obito bacznie mu się przyglądał. Zmarszczone czoło wyrażało
ogromną konsternację.
—
Jeśli spróbujesz odwrócić się do mnie plecami raz jeszcze — ostrzegł dość
życzliwie — to wiedz, że tamta brutalna chwila pozostawiająca po sobie milion
blizn będzie jedynie miłą idyllą w porównaniu z tym, co może cię spotkać.
Oczy.
Jego oczy wyrażały tak jawną i mroczną groźbę, że Sasuke poczuł jak krew w
żyłach zaczyna zamarzać. Nie zląkł się jednak i wciąż wbijał w niego chłodne
spojrzenie, nie mrugnąwszy okiem, nie zmarszczywszy czoła. Lider najwidoczniej
sprawdzał jego wytrzymałość, wierność, determinację, bo nie poprzestawał
wpatrywania się w kare tęczówki mężczyzny. Obłąkany uśmiech nagle wstąpił na
jego twarz i przerzuciwszy wzrok na martwego Narę z wciąż otwartymi oczami,
omal nie wybuchnął śmiechem. Jednym ruchem ręki strzepnął z policzka niewidzialną
łzę rozbawienia i ponownie wbił wzrok w Uchihę. Obito chyba wyraźnie zaczynał się
zastanawiać, czy postąpi słusznie, zgadzając się lub zabijając go tutaj, teraz,
jednym strzałem.
Aż
drgnął z ekscytacji. Taka myśl, taka piękna wizja śmierci tego młodego
człowieka... Po chwili westchnął ciężko i oprzytomniał. Był mu potrzebny, nawet
bardziej niż kiedykolwiek. Nie mając pod ręką Itachiego, musiał znaleźć godnego
zastępcę. Niebywałe jak perfidny bywał los, skoro pod nogi rzucił mu młodszego
brata tego sukinsyna!
—
Witam w rodzinie, Sasuke. — Podali sobie dłonie i Obito wyjątkowo zdjął rękawiczkę, by uścisnąć silną dłoń Sasuke. Gest ten był długi, przeciągał się i
komisarz czuł, jak Obito pragnie niemal wyssać z niego całą energię. Wpatrywał
się też w niego z tym kpiącym uśmieszkiem na twarzy i nawet nie mrugał. Sasuke
wytrzymał ów spojrzenie, nawet nie wstrzymawszy oddechu. Mocny uścisk dłoni był jednak zatrważający. — Panowie, idziemy! —
niemal zaśpiewał Obito, odwróciwszy się z gracją na pięcie. Płaszcz powiał pod
wpływem ruchu niczym maszt szargany przez sztorm.
Sasori
posłusznie podreptał za szefem, a Hidan mierzył wzrokiem komisarza. Przeniósł
spojrzenie na szafę i wtedy zauważył, jak mięśnie Sasuke napinają się. Jeden
moment wystarczył, by wszystko zepsuć. Białowłosy leniwie postawił dwa kroki w
kierunku otwartego mebla i wtedy spostrzegł jeszcze mocniejsze napięcie mięśni
na szyi komisarza.
—
Hidan! — zawołał zniecierpliwiony Obito.
Mężczyzną
zaklął siarczyście pod nosem i posłał Sasuke piorunujące spojrzenie. Komisarz
uraczył go triumfującym uśmiechem. I to mógł być błąd.
Perfidny
błąd.
—
Krzyżyk na drogę — warknął wściekły Hidan, obejrzawszy się przez ramię. Jeszcze
długo miał w pamięci obraz młodego Uchihy ściskającego dłoń szefa. Instynkt
podpowiadał mu, by mieć na chłopaka oko. Coś w jego zachowaniu mocno go
frustrowało. I tak jak ostatnio nie był pewien, czy Uchiha faktycznie pociągnął
za spust. — Krzyżyk na drogę — mruknął do siebie, uśmiechając się przebiegle
pod nosem. Jedno spojrzenie wystarczyło, by wyjął z kieszeni małe urządzenie i
wcisnął czerwony przycisk.
Detonator
zaczął pikać. Sasuke odruchowo zacisnął mocniej szczękę, dosłyszawszy irytujące
odliczanie. Zrozumiał też spojrzenie białowłosego i to aż za bardzo.
W
międzyczasie jeden z osiłków Akatsuki podszedł do stygnącego ciała Shikamaru i
schyliwszy się, szarpnął mocno za bezwładną rękę. Tym samym podniósł go i przerzucił
przez ramię jak szmacianą lalkę. Krew ciurkiem skapywała na ziemię, a mężczyzna
nawet nie przejmował się, że na chwilę obecną zostawi czerwony szlak w drodze
na zewnątrz.
—
Dlaczego go zabieracie?! — zawołał jeszcze Sasuke z nadzieją, że odpowiedzi
udzieli mu sam lider. Nie pomylił się i nie przeliczył.
—
Nie chciałbym, żeby znaleziono go pod gruzami ze śladem kulki po postrzale. —
Spojrzał na Uchihę przez ramię i podniósł wysoko rękę schowaną w skórzanej rękawiczce. Pomachał mu na pożegnanie, dodając: — Znajdę inny sposób,
aby znaleźli naszego biednego aspiranta. Może jakiś rów, dodatkowe cięcia na
ciele… — Na samą myśl, Sasuke przegryzł mocno policzki od środka. Z całych sił
starał się nie zacisnąć dłoni w pięści. — Wszystko, byle w żaden sposób nie
połączyli tego z tobą i z nami, synu.
Uchiha
przeklął siarczyście w myślach, odrażony. Pikanie zaś narastało, a rodzina
Akatsuki, wciąż niepełna, właśnie pospiesznie wyszła z budynku. Po chwili dało
się usłyszeć silnik dwóch samochodów, huk wrzucanego czegoś ciężkiego do
bagażnika — zapewne ciała Shikamaru — i trzask zamykanych drzwi. Powoli zaś
odjechali, bo dający się słyszeć zgrzyt piasku pod kołami nie oznaczał zbyt wielkiego
pośpiechu.
Dopiero
po chwili Sasuke oprzytomniał.
W
budynku podłożono bombę.
Podbiegł
do szafy i zajrzał za nią. Sakura już próbowała wydostać się ze szczeliny, cała
czerwona ze zmęczenia i stresu. Pytające spojrzenie zostało jednak zignorowane,
by poinformować kompankę o zaistniałym niebezpieczeństwie. Za niecałą minutę
cała ta konstrukcja miała posypać się w drobny mak. Przerażenie w jej oczach na
moment go sparaliżowało.
—
Biegnij! — wrzasnął w końcu, wybudzając ją z letargu. Szarpnął za ramię i
pociągnął za sobą, by potem wypuścić i pozwolić biec jako pierwszej.
Sprintem zbliżali się do drzwi. Irytujące pikanie narastało, jakby
przyspieszając. Zostało kilka sekund. Sasuke przez moment zastanawiał się, jak
to możliwe, by mafia podłożyła bombę w tak krótkim czasie, przecież skąd mogli…
Oni wiedzą
— zabębniło w uszach komisarza i wtedy zrozumiał. Oni wiedzieli o wiele
wcześniej.
Wypadli
za drzwi z hukiem, jeszcze kilka metrów i mogli być bezpieczni. Wtem potężny
wybuch zatrząsnął ziemią, huk rozdarłby bębenki, kawałki ścian buchnęły wokół i
rozprysły się na boki. Ceglane kawałki uderzały we wszystko, co stawało im na
drodze. Sasuke oberwał ceglaną częścią prosto w zgięcie pod kolanem, ale nie do takiego
stopnia, by cokolwiek uszkodzić. Niewidzialna siła wypchnęła ich dalej wraz z
rozlatującą się konstrukcją, która jak za jednym uderzeniem rozsypała się jak
domek z kart, tonąc w chmurze kurzu i bezradnej ziemi, która się rozszerzyła i
wchłonęła w siebie wszystko, co mógł zaoferować świat.
Sasuke
i Sakura leżeli oszołomieni na ziemi, nie ruszając się i zasłaniając głowy
przed kolejnymi odłamkami, które wypluła eksplozja. Pulsujący ból w rożnych częściach
ciała zaczynał dawać o sobie znać i informował właścicieli o ich stanie.
Niemniej najgorsze minęło. Perfidny los nie dał im nauczki, nie dzisiaj,
chociaż ledwo uszli z życiem. Wybuch powalił ich na ziemię na kilka dobrych
minut, w uszach wyło niemiłosiernie, a czaszka pękała w szwach. Gdzieś z tyłu
głowy przeszła Sakurze ironiczna myśl, że może powinna przyzwyczajać się do
wybuchów, kiedy tylko Sasuke znajdował się w pobliżu.
Przewrócili
się na plecy i długo stękali, potrząsając głowami. Oczy piekły od kurzu, w
nozdrzach osadził się nieprzyjemny zapach i małe odłamki, które podrażniły
naczynka. Sakura przetarła krew spod nosa dłonią, podczas gdy Sasuke wstał,
zakołysał się na własnych nogach i omal by nie upadł, gdyby nie stojący obok
stary, porzucony i zardzewiały samochód. Splunął kilkukrotnie krwią, gotów
wyrzucić z siebie i wymiociny, ale uczucie mdłości powoli mijało. Miał tylko nadzieję,
że nie doznał wstrząśnienia mózgu. Zerknął na podnoszącą się Sakurę, która z
wymalowanym cierpieniem na twarzy złapała się za głowę. Był to zdecydowanie
najgorszy czas w jej życiu.
Jakimś
cudem jednak doczłapali się oboje do swoich aut — poturbowanych przez cegły i
pozostałości budynku — i wyjechali z miejsca wypadku jeszcze zanim ktokolwiek
wezwał straż pożarną, policję czy pogotowie.
Jechali
szybko, ledwo wyrabiając na zakrętach. Nie patrzyli nawet na światła. Sakura
jechała zaraz za autem Sasuke, wciąż klnąc pod nosem: bolała ją głowa i czuła,
jak lekko przetarte miejsca zaczynają teraz piec i lekko krwawić. Odruchowo
spojrzała na swoje odzienie i jeszcze głośniej zaklęła.
Wyjechali
za miasto, zatrzymawszy się na pustej ulicy tuż obok lasu. Zmrok okalał świat
zewsząd, a pochmurne niebo zwiastowało nie tylko deszcz, ale i burzę. Powietrze
było gęste, ciężkie i pachniało złem.
Haruno
stanęła nieco dalej, również na poboczu. Gdy Sasuke już wyszedł z auta,
pozostawiając drzwiczki otwarte, obserwowała jego lekko przygarbioną sylwetkę.
Splunął raz czy dwa krwią, przetarłszy usta rękawem. Po chwili maszerował to w
jedną, to w drugą stronę, kuśtykając i zaciskając mocno pięści oraz szczękę. Mówił coś do
siebie i z ruchu warg wychwyciła tylko obelgi, które narastały do takiego
stopnia, że w końcu je usłyszała.
—
Wytłumacz mi! — Wyszła pospiesznie z auta i pełny złości wzrok utkwiła w
mężczyźnie, do którego chciała podejść, ale to on był szybszy i już stali obok
jej auta. Niebo rozbłysło, a po kilku dobrych sekundach rozległ się głuchy,
dudniący grzmot.
Sasuke
milczał, chyba nie wiedząc, co powiedzieć. Miotały nim tak sprzeczne emocje, że
ledwo sam panował nad swoim językiem. Wulgaryzmy chciały nawet wypłynąć teraz,
wprost w kobietę, aby tylko dać upust złości. Trzymał jednak nerwy na wodzy,
jeszcze.
—
Chcesz pracować dla mafii? — Nie było to pytanie, nie było to nawet
stwierdzenie. Sakura jęknęła ciężko, dość rozpaczliwie, starając się z zimną
krwią wpatrywać w męskie, umorusane nieco zaschłą juchą oblicze.
Był
to błąd. Taktyczny błąd, bo rozjuszyła komisarza aż zanadto, na tyle, by wbił w
nią i swoje przepełnione smutkiem, i nienawiścią spojrzeniem. Nienawiścią do
samego siebie, żalem do niej, że nadal go atakowała zamiast stanąć po jego
stronie.
—
Wciąż nie rozumiesz czy udajesz głupią?! — krzyknął w odpowiedzi, w oczach
tańczyły płomienie nieokiełznanej furii.
—
Nie drzyj się na mnie! — fuknęła. — Po prostu mi to wyjaśnij.
Niebo
przecięła jasna błyskawica, oświetlając ich twarze w półmroku. Wydawało się, że
na twarzy Sasuke malowała się złość, ale była to jedynie irytacja. Mężczyzną
ciężko westchnął i zmierzwił włosy drżącą dłonią.
—
Wierzysz mi, prawda?
—
W to, że nie zabiłeś Shikamaru?
Nadzieja.
Tak bardzo widoczna w jego oczach sprawiała Sakurze ból. Nieopisany, ciągły,
narastający z sekundy na sekundę coraz bardziej, ból. Spuściła wzrok, nie będąc w
stanie wytrzymać tego spojrzenia.
—
Widziałaś, co chciałaś zobaczyć — mruknął ozięble, do szpiku kości
przesiąknięty żalem i rozczarowaniem. Nie tego oczekiwał, nie po niej.
Nadzieja, którą tak dzielnie pielęgnował zwiędła szybciej niż przypuszczał. Nie
mógł jednak obwiniać o to Sakury. Nie była bezpośrednim świadkiem rozmowy z
Narą, nie mogła dojrzeć, kto tak naprawdę strzelił. Mimo że była w stanie
ocenić stan zwłok, nie zrobiła tego, prawdopodobnie sparaliżowana strachem i
niedowierzaniem. W końcu zastała Sasuke z pistoletem w ręce, ubrudzonego na
twarzy i koszuli, krew widniała nawet na spodniach. Kucał przy ciele aspiranta
z oblepionym juchą gnatem przyciśniętym do grdyki, zanosząc się płaczem. Czy to
nie powinien być sygnał, który oczyściłby go z zarzutów? — Zapewne już teraz
jesteś w stu procentach pewna, że to ja zabiłem Madarę.
—
Wyjaśnij — rzuciła cicho przez zaciśnięte gardło.
—
Pracuję dla Tsunade, wykonuję jej rozkazy.
—
Jak my wszyscy — burknęła, ale wzrok Sasuke diametralnie sprowadził ją na
ziemię. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i zmarszczyła czoło. — Chcesz mi
powiedzieć, że to ona pragnie wepchnąć cię do rodziny Akatsuki? — Mężczyzna
niepewnie skinął głową, wtrącając jakieś krótkie zdanie, którego nie pozwoliła
mu dokończyć. — Co za absurd! Niby po co?
Komisarz
nie wiedział, czy miał się śmiać, czy płakać. Jedyną ewentualnością, dobrą dla
niej, było odwrócenie się na pięcie i pójście w swoją stronę. Chociaż wciąż był
zawieszony w wykonywaniu swojego zawodu, mógł już opuszczać granice miasta.
Zresztą, Tsunade postarała się, by Sasuke nie musiał się tym wszystkim
przejmować. Ich najważniejszym zadaniem była mafia i to ona miała zostać
priorytetem w życiu mężczyzny. Nie liczyły się uczucia, przyjaźnie, związki,
zobowiązania. Jako wyszkolony tajniak, a zarazem najlepszy policjant,
musiał skupić się na prawdziwym zagrożeniu. W końcu kobiet mógł mieć wiele,
twarzy również.
Problemem
był jednak fakt, że pragnął mieć tylko ją.
—
By ich zlikwidować — odparł po chwili dłuższej ciszy, uważnie lustrując zmianę
mimiki na kobiecej twarzy. Z żalem stwierdził, że wyrażała jeszcze większą
nienawiść niż dotychczas.
—
I naraża ciebie, bo…?
Instynktownie
spojrzał na swoje lewe ramię, nieco zakrwawione i brudne. Rozcięty fragment
materiału odsłaniał czarny, mały tatuaż. Sakura zmrużyła dziko oczy, a gdy
dotarło do niej, co chciał jej tym przekazać, oniemiała.
—
Pracujesz dla ANBU — szepnęła słabym głosem, zasłaniając usta dłonią.
Sasuke
uśmiechnął się cierpko, jakoby piętno służenia organizacji odbijało się na nim
zawsze i już zawsze miało go prześladować.
—
Od lat.
Długo
wpatrywała się w jego lekko przygarbioną sylwetkę i spuszczony wzrok. Gdy
przykrył tatuaż ręką, przez jeden słaby moment było jej go żal. Jednakże
nieszczerość zdenerwowała ją bardziej, aniżeli zatajenie faktów i ich przykre
konsekwencje, które z pewnością dotknęły Sasuke.
—
Kolejne kłamstwa… — powiedziała, odciągając dłoń od ust. Oczy zaszkliły się,
gotowe wypuścić trochę słonych łez. Potrząsnęła energicznie głową i wsunąwszy palce
we włosy, wbiła wzrok w mokrą, spękaną jezdnię. — Nie wierzę… — mruknęła oszołomiona. — Znowu
mnie okłamałeś. Znowu nie powiedziałeś mi całej prawdy… i ty oczekujesz ode
mnie, że ci uwierzę? Kłamca! Pieprzony, egoistyczny kłamca!
—
Nie mogłem ci powiedzieć, to było… jest ściśle tajne.
Zaśmiała
się krótko i wbiła w niego nienawistne spojrzenie. Prychnęła, już teraz do cna
rozżalona. Nie wierzyła własnym uszom i choć z trudem powstrzymywała się od
złośliwych komentarzy, pewna myśl musiała ujść z jej ust, inaczej mogłaby tego
nie udźwignąć.
—
Jeśli się komuś ufa, jeśli chce zbudować się związek — kilka łez spłynęło po
jej policzkach — nie okłamuje się tej drugiej osoby. Inaczej żadne uczucie nie
pomoże.
Bolało.
Tak samo jak łzy, które obserwował z żalem. Pękło mu serce na drobne kawałki.
Właśnie tego najbardziej się obawiał — że go znienawidzi. Długo odtrącał
uczucia, długo próbował zepchnąć to wszystko na dalszy plan, ale nie potrafił.
Za bardzo potrzebował wsparcia, wzajemnego oddania. Nosił to w sobie te dwa
lata, gotowy do poświęceń, sam niechybnie posłał ją w ręce swojego przyjaciela,
a wieść o ich zaręczynach szczerze poszarpała jego duszę. Jedynie w tym
wszystkim chciał dla niej jak najlepiej. Jako ktoś, kto miał współpracować z
mafią, wolał pozostawić wszystkich bliskich za sobą.
Cholerny
egoizm to skomplikował.
Naraził
ją na niebezpieczeństwo i Obito wyraźnie zaakcentował swoje słowa, które choć wypowiedziane do jego osoby, kryły w sobie o wiele głębszą groźbę. Wystarczył
jeden zły krok, by wydało się, że tak naprawdę jego celem nie było zniszczenie
do cna policji w Kioto a zlikwidowanie mafii raz na zawsze. Miał
wyciąć ich wszystkich w pień, wsadzić do więzienia, bądź pozbyć się
nieodwracalnie w zależności od sytuacji, w zależności od tego, jak bardzo tego
dnia narazi swoje życie.
Nie
mógł zatem pozwolić, by i ona została w to zamieszana, mimo że już właściwie
wiedziała wszystko, słyszała rozmowę z mafią, wysłuchała wyjaśnień Sasuke.
Dlatego wiedział, że nie mógłby zrobić nic więcej. Musiał pozwolić tej kłótni
płynąć. Musiał przystać na jej nienawiść i m
u s i a ł pozwolić jej odejść. Dla dobra kobiety, którą w końcu kochał.
Chciał
do niej podejść, dwa kroki jednak starczyły, by zrozumiał, że nie powinien się
zbliżać. Przestrach w jej oczach, gdy analizowała ślady krwi na jego twarzy i
stanowczy krok w tył, uświadomiły mu, jak bardzo był skończony.
—
Nigdy więcej żadnych kłamstw.
Skinął
głową, jakby potwierdzając i składając niemą obietnicę.
—
Nigdy, Sasuke.
Błyskawica
przecięła niebo i w tej jasności wyraźnie ujrzał łzy na kobiecych policzkach.
Łzy bólu, rozpaczy i rozczarowania.
N
i g d y.
Odwróciła
wzrok i cierpliwie czekała. Sasuke zawahał się, ale uznał, że żadna jego
reakcja nie będzie stosowna. Poza tym musiał ją chronić i jeżeli ona dawała mu
wolną rękę, nie zamierzał z tego rezygnować. Miał zadanie do wykonania,
najważniejszą misję na świecie, Sakura w tym czasie powinna się skupić na grasującym
mordercy; mordercy, którego tożsamość została ukryta przed samą mafią, skoro jawnie nie przyznawali się do popełnianych przestępstw. Przypadek ten kwalifikował śledztwo na najwyższy szczebel zagrożenia i to również nie
podobało się komisarzowi. Żadna z perspektyw — walka przeciwko mafii czy
seryjnemu, nieobliczalnemu mordercy z zaburzeniami — nie wydawała się dobra ani
nawet lepsza.
Potakiwał
głową, zagryzając policzki od środka. Wpatrywał się w nią uważnie, ostatni raz
zapamiętując cały ten obraz. Zmierzwił włosy palcami i już miał się odwrócić,
gdy coś go tknęło, by na nią spojrzeć. Jednakże nie zrobił tego, po prostu
zatrzymał się jak w transie i stał tak przez chwilę.
Nie
ryzykował w obawie, że ujrzy w jej oczach błaganie, by został. Zostałby, to
oczywiste, ale nie mógł. Musiał zapewnić jej bezpieczeństwo, nie mógłby
pozwolić, by cokolwiek się stało. Mafia była niebezpieczna i słowna. Nie
zamierzał sprawdzać, jak bardzo.
Z
trudem powstrzymywał łzy cisnące się do oczu. Powoli odwrócił się na pięcie i
stał tak przez chwilę. Ramiona zaczęły drżeć, z nieba sączyła się delikatna
mżawka. Grzmot z oddali zadudnił w okolicy. Sasuke płakał i długo próbował
wziąć się w garść. Rozpacz po stracie Shikamaru, po stracie jedynej kobiety,
którą darzył uczuciem rozrywała jego duszę na kawałki.
Pociągnął
nosem i ruszył przed siebie chwiejnym krokiem. Odchodził pewien swojej decyzji,
rozdarty do cna. To był koniec. Koniec czegoś, co nawet dobrze się nie zaczęło.
Nie mógł jednak jej stracić, nie potrafił.
W
oczach Sakury kryła się nadzieja, że nie odejdzie, ale on postanowił tego nie robić.
Nie chciał widzieć tego spojrzenia, które błagalnie pragnęło zatrzymać go przy
sobie. Chociaż trochę się go bała i wciąż zbyt wiele nie rozumiała, kochała nad
życie i nie mogła pogodzić się z myślą, że po prostu odejdzie.
Wpatrywała
się w jego plecy, które zaczęły zanikać w narastającej fali deszczu. Cicho
szepnęła jego imię i ponownie zalała się łzami.
Odszedł.
Po prostu odszedł.
—
Sasuke! — zawołała w końcu. Nie mogła przecież na to pozwolić.
Zatrzymał
się, ale nie odwrócił. Zawołała raz jeszcze, jednakże nawet na nią nie
spojrzał. W końcu zebrała się w sobie i w tnącym deszczu, zerwała się do biegu.
Z hukiem uderzyła o jego plecy, oplatając dłonie wokół jego tali, układając
drżące i zimne ręce na jego klatce piersiowej, która unosiła się nazbyt szybko,
za szybko.
—
Nie pozwolę. Nigdy.
Zwiesił
głowę.
Nigdy
miało nie nadejść. Nigdy było kluczem.
Odwrócił
się do niej, gdy tylko zwolniła ucisk. Uniósł kciukiem jej brodę i hardo
spojrzał w te zielone, smutne oczy. W milczeniu przyglądali się sobie, oboje zalani łzami. Ten
moment wystarczył, by Sasuke w końcu wpił się czule w jej usta i nie pozwolił
na dech.
Był
słaby. Wiedział o tym aż za dobrze, ale nie potrafił inaczej.
Ona
była jego słabością. Największą od ponad dwóch lat. Dwóch długich, pełnych
cierpienia lat.
Od
godziny był na lekkim haju. Zdenerwowanie dawało o sobie znać, więc musiał
zażyć coś, co chociaż na chwilę pozwoliłoby mu odetchnąć. Haszysz możliwe iż
nie był najlepszy rozwiązaniem, ale jedynym, jaki udało mu się dostać w górach
po znajomości.
Karin
wyszła jakiś czas temu, pijana w sztos. Właściwie to została wyrzucona przez
samego gospodarza, gdy stwierdził, że już więcej jej dzisiaj nie potrzebuje.
Obrażona, i wszakże pijana, opuściła mieszkanie architekta, zatrzaskując za
sobą drzwi.
Hiro
zapijał dziwny smutek po stracie Sakury. Mimo że nie darzył tej kobiety
miłością, przyzwyczaił się do myśli posiadania kogoś takiego jak ona. To, że
zdradzał ją notorycznie na boku z własną asystentką, rzecz jasna wcale go nie
usprawiedliwiało, ale sam sobie tłumaczył, że tego potrzebował. Haruno była
zbyt zajęta pracą, a później samym Uchihą, że w końcu znalazł sobie kogoś, kto
miał dla niego czas. Plan upokorzenia Sasuke był bardzo prosty; młody barman
miał tylko podrzucić mu narkotyki, by w świat poszła plotka, iż szanowany
komisarz Kioto dealuje w mieście. Jak bardzo się zdenerwował, kiedy misterny
plan spalił na panewce. Jednakże rozczarowanie zrekompensowało mu oskarżenie
Sasuke o zabójstwo generalnego inspektora. To dopiero było coś.
Zerknął
na biały proszek na stole. Nie było tego wiele, ale w połączeniu z alkoholem i
innymi substancjami, mogło okazać się nawet zabójcze. Niechętnie zmarszczył
nos, trochę jakby obrzydzony. Nigdy nie szczędził sobie różnych używek, ale
skrzętnie potrafił to utrzymać w tajemnicy. A bez nadzoru Sakury, mógł sobie
pozwolić na cudowne chwile w świecie wyimaginowanym, kolorowym i tylko z pozoru
bezpiecznym.
Było
dosyć późno i nim zorientował się, która godzina, zegar wybił północ, a do
drzwi ktoś zapukał. Początkowo nie zareagował. Przekrwione, niewidzące oczy
błądziły gdzieś po podłodze zawalonej butelkami i papierosami.
—
Spierdalaj — mruknął pod nosem.
Pukanie
jednak narastało, zaczynało być denerwujące. Przez moment nawet zlało się w
jeden głuchy łomot wraz z grzmotem, który dudniącym echem zabrzmiał w okolicy.
Potem na moment błysnęło i Hiro spojrzał na drzwi z gęsią skórką na plecach.
Pociągnął
nosem i człapiąc nogami, mrugając niemrawo oczami, podszedł w końcu do drzwi,
wciąż drąc się, by gość po drugiej stronie w końcu się uspokoił, a najlepiej
spierdalał.
Sekundy
jakby zwolniły, czas mógłby się nawet zatrzymać. Powietrze wydawało się
gęstsze, cięższe. Znikąd wyłaniała się woń śmierci.
Hiro
otworzył drzwi i od tamtej pory bardzo tego żałował.
Nobie says:
Przepraszam, że tak późno. W nagrodę ten rozdział ma… 21 stron… Uznajmy to za
przerwę w sezonie, w sensie tak długą zwłokę. Postaram się teraz pisać trochę
częściej, bez takich przerw. W ogóle znowu zaczęłam więcej czytać i znowu o
wiele łatwiej mi się pisało. Kurczę, początkujący pisarze, spory apel do Was:
czytajcie dużo!!! Ktoś mądry powiedział, że należy w życiu przeczytać wiele
(powiedziałabym nawet, że ogrom) książek, by być dobrym, naprawdę dobrym
pisarzem. To prawda. Wprawdzie nie mam zbyt wiele czasu na pisanie i czytanie,
a ostatnio jedną książkę męczyłam całe dwa miesiące. JEDNĄ. DWA MIESIĄCE. U
mnie to nieprawdopodobne i niedopuszczalne. Praca odbiera mi czas na tą cudowną
przyjemność, ale kiedy w końcu udaję mi się znaleźć kilka minut (często również
w pracy, kiedy ruch jest słabszy, to siedzę w kącie i czytam coś, co mamy w
asortymencie, co akurat mi się nawinęło) to potem, gdy mam pisać, czuję ten
flow. Stęskniłam się za Perfidią tak w ogóle. Rozmawiając o tej powieści z
Blue, zrozumiałam, jak bardzo ją kocham (i Perfidię, i Blue, a jakże). Co
myślicie zatem o piętnastce? Była przełomowa? I co z SasuSaku?! Ci, co śledzą
moją twórczość dłużej, wiedzą, jak bardzo uwielbiam mieszać, dlatego ostrzegam
tych nowszych: wszystko się może zdarzyć, huehue. Do zobaczenia niedługo <3
NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE! NO JA SIĘ K&*^$ NIE ZGADZAM! MOWY NIE MA!
OdpowiedzUsuńA PAL LICHO!
NAWET SCENKA SASUSAKU NIE NAPRAWIŁA MOJEJ ZŁOŚCI! NO JA PIERDOLE NIE, NO PO PROSTU NIE.
FOCH JAK Z WARSZAWY DO TORUNIA
I nawet nie uratuje Cię wzmianka, że mnie lofciasz ;p
OdpowiedzUsuńDuży ten foch, ale w końcu Ci przejdzie :D Jakby nie patrzeć, czytasz kryminał. Nieważny dla mnie sentyment do postaci, UŚMIERCĘ WSZYSTKICH JAK TRZEBA XD
UsuńI TAK CIĘ KOCHAAAAAAM! <3
Tak... Tak! TAK! TAK!!! TAAAKKK!!!
OdpowiedzUsuń*Drze się jak wariatka, ale po chwili markotnieje*
Ja mam urodziny dopiero w grudniu, więc nie należy mi się dedykacja :( Buuu, to nie fair. Tyle czasu czekałam, a nic w zamian nie dostałam! Normalnie skandal! *To oczywiście żarty, ja nic nie chcę w zamian za (nie)cierpliwe czekanie, żeby nie byłoxD*
Czy piętnastka była przełomowa? Nie, wcale nie była, była nudna, be, fe i w ogóle fuj! KURDE, NOBIE, ILE RAZY JA MAM POWTARZAĆ, CO?! Twoja twórczość dla mnie jest i będzie mega zajebista! Założę się, że jak będę starszą panią, to z uśmiechem na pomarszczonej twarzy będę je wspominać i cieszyć się z tego, iż byłam Twoją czytelniczkąxD
Dobra, teraz czas na rozdział! Rozmowa Shikamaru z Sasuke była mistrzostwem świata. Głównie przez cudowne opisy uczuć i zachowań rozmówców. Aczkolwiek takie słowa jak "Wybaczam." też miały swoją moc, ale nie aż taką jak opisy. Przynajmniej dla mnie. Ha, jednak zgadłam - Fugaku współpracował z Asumą! Fajnie wymyśliłaś z tym rakiem. *Cholera, jak to paskudnie brzmi .__.* Czy jestem zła na Sarutobiego? Pół na pół. Bo w końcu miał kobietę i dziecko, dla których powinien próbować walczyć z tym gównem, ale on wybrał to, co wybrał. Z drugiej jednak strony, zrobił coś bardzo pożytecznego...
Shikamaru nie lepszy. Znaczy, dobra, okej, chciał się zemścić, ale założę się, iż ani razu nie pomyślał o Temari. A przynajmniej tak to wygląda *Zwrócę mu honor, dopiero wtedy jak napiszesz, że jednak się troszczył*.
OBITO?!!! TEN OBITO?!!! Cóż, w sumie, to tylko on pasował, biorąc pod uwagę, iż Madara kopnął w kalendarz, a Itachi siedzi w pudle... Tak czy siak, jego kreacja przypadła mi do gustu, a opis jego mokasynków z perspektywy Saska zabiłaxDDD Podobnie jak nazwanie Akatsuki "wesołą kompanią". Hidan, Hidan, Hidan... Stary, napiszę jedno: Masz dobre przeczucie! :D Ciekawa jestem, kiedy wyjdzie na jego? Pewnie nie szybko :(
Bomba. Prawdę mówiąc, to byłoby dziwne, gdyby Akatsuki nie odwalili jakiegoś numeru na do widzenia. Zresztą, każda mafia coś odwalaxDDD Kurde, przez to, że nie siedzę w Naruto, to miałam mały mętlik po przeczytaniu wzmianki o nie-pokrewieństwie Sasuke i Obito ^^'' Wyjaśnisz mi, o co z nimi chodzi? *pewnie to dalsi kuzyni/krewni, a ja robię z igły widłyxD*
Kłótnia SS... Normalnie ręce mi opadły. Zamiast się wspierać, to oni się kłócą. No, ale tak to jest jak się ma więcej tajemnic niż ustawa przewiduje. *wcale nie patrzy wymownie na Sasuke*
Ooooo, kto odwiedził archi-szmatę? Chwila, chwila, skoro to on naćpał Sasuke, to może teraz będzie musiał zrobić coś znacznie gorszego? *Tak, po wyznaniu Shikamaru uważam archiszmatę za drugiego kreta Akatsuki* Pytanie: Gdzie znalazłaś arta? Nie wiem czemu, ale bardzo mi się on podobaxDDD
Okej, to jeszcze raz stu latek, wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, weny, czasu na pisanie, łakoci, uśmiechu, pieniążków, sporego stosu książek i tak dalej, i tak dalej... Wybacz, ale nie umiem składać żadnych - ani urodzinowych, ani świątecznych - życzeń ^^'' Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!:D
Wreszcie ktoś się cieszy! Ej, urodziny w grudniu to też spoko sprawa! Będę o tym pamiętać!
UsuńWyobraziłam sobie właśnie taką starszą panią wspominającą moje wypociny, jak ja już sama będę bardzo stara xD Mega myśl, śmiechłam! :D
Rozmowa Sasuke z Shiką była bardzo ważna. I głównie zależało mi właśnie na oddaniu ich emocji, całej tej powagi sytuacji, przy okazji wyjaśniając wszystkie te twisty, które mnożyły się ostatnio w nieskończoność. Cieszę się, że się udało, serio.
Asuma może i postąpił trochę egoistycznie, w końcu rak to jeszcze nie jest wyrok pewnej śmierci, leczenie może przynieść dobre skutki, jednakże... no właśnie, wspomnienie Asumy w kolejnym rozdziale! Znaczy, wspomnienie Sasuke z Asumą i prawdziwością tamtego dnia.
Shikamaru myślał o Temari, nie ujęłam tego tylko w tym rozdziale, bo to nie było ważne. Nie w takiej sytuacji. Ponadto Shika był już skazany na śmierć z rąk mafii — odbierając sobie życie uciekł przed strasznym czasem z rąk rodziny, a zarazem pomógł Sasuke i uchronił Temari przed tragiczną prawdą. Pomoc Sasuke przemyślana, czyżby wyrzuty sumienia za wkopanie go w śmierć Madary?
Obito, tak. Jako jedyny pasował mi tutaj, nie chciałam wymyślać nowej postaci. Obito, szalony i dziwny, idealny do swojej roli. Nie Tobi, nie żadna inna mara, a jedynie Obito. Co do związku z Sasuke i tym wspomnianym (nie)pokrewieństwem... chodziło mi głównie o to, że w mandze mamy jasno powiązane: klan Uchiha to klan, rodzina. Tutaj chciałam zatuszować te granice, ale... czy aby na pewno Obito nie jest jakimś dalekim krewnym Sasuke? Who knows?! :D
Z Hiro będzie wesoło, zapewniam. A z SS może być różnie, jak już wspomniałam.
Jeszcze raz dziękuję, Ginny, za jak zwykle porywający i długi komentarz, życzenia (też nie umiem składać) i w ogóle za cierpliwość! Jesteś wielka, dzięki! <3
Zapomniałam! Co do arta, to znaleziony na pinterest :) :3 :*
UsuńGDZIE JEST SAI ?! SAAAAIII ! ŻYJESZ?! Co się z nim stało!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że się chłopak odratuje. Niech go tam załatwi tą słuchawką z telefonu !
Co do SasuSaku ... hmmm ! Znów im namieszałaś w relacjach ale wierzę, że dadzą sobie rade :)
Przez moment bałam się, że Uchiha zacznie ją dalej okłamywać, by tylko nie wtrącała się w jego misję. Całe szczęście. A może to było głupie ? hihihi Czas pokaże! Ty tam lubisz robić nam sieczke w głowie :P
Rozdział super, pozdrowionka :* Niecierpliwie czekam na kolejny!
Spokojnie, specjalnie trzymam Was w niepewności ;) Co ważniejsze najpierw musiało się wyjaśnić, w przyszłym rozdziale poznacie dalsze losy Saia, nie zapomniałam o nim, ten motyw jest zbyt ważny, o!
UsuńCo do SS, może być różnie. Warto być dobrej myśli :)
Właśnie, czy to dobrze, że w końcu wyznał jej prawdę? Przecież i tak ledwo jest w stanie uwierzyć w każde kolejne jego słowo...
Dziękuję! Mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybciej niż ten! Pozdrawiam <3
Kuwa O.o Wiedziałam, że mafia musi mieć kogoś wewnątrz, ale Shika? Rany. Złapałaś mnie. Nara wzbudzał we mnie podejrzenia, ale względem Sasuke, nie siebie. Teraz do kupy składa się jego stosunek do Uchihy i dziwne zachowanie, o którym wspomniałaś na początku. (Tak, nadal pamiętam niepokój Temari XD)
OdpowiedzUsuńShikamaru dał się oszukać O.O To takie dziwne, a jednocześnie wiadome. W końcu to tylko człowiek. Ale i tak dziwnie O.O
Podobają mi się te zdania z teatrzykiem i aktorami. If you know what i mean ;)
Ranyyyyy, biedny Shika. Praktycznie ruszył machinę, której nie mógł powstrzymać, a której działanie chciałby cofnąć.
Kuwaaaaa noooooooooo. Shika ku**a, kretynie zaje**ny, broń w dół!!!!!!
(To wszystko, co potrafię powiedzieć)
Ta rozmowa, bójka, strzał. Rany, nawet teraz ręce mi drżą. Nie mam pojęcia, co napisać. Po prostu mnie wryło, chociaż wiedziałam, że tak się to skończy. To było jasne od samego początku ich rozmowy. Rozrywasz mi serce, Nobie, ale jak mieć Ci to za złe po czymś takim?
Czuję teraz w sercu tak ą czarną dziurę. Nie bawię się tak. To nie tak miało być. On miał żyć -.- Tylko gdyby nie ofiary, których wcale nam nie szczędzisz, Perfidia byłaby przesłodzona. Dlatego szanuje, że się tego nie boisz i realizujesz, co chciałaś, nie zwracając uwagi na to, że ktoś się przyczepi do śmierci ulubionego bohatera.
Ech, trudno się dziwić Sakurze niby. Wiadomo, jak ta sytuacja wygląda. Ale i tak mam ochotę ją zabić za tę reakcję, za to, że tam weszła, za to, że w ogóle ruszyła za nim dupę -.- Jak ją zobaczą będzie mogiła -.-
Psychol *.* Czek. What? O.O To samo nazwisko? Tylko mie nie mów, że to jednak Obito O.O Czy ten nadpobudliwy, wypedałkowany kretyn, to Sasori? O.O Kuwa, czyli jednak Obito XD Obito -> psychol XD Koffam nooo *.*
Kuwa, Sasori, bądź choć raz głupszy niż ustawa przewiduje -.-
Koffam Obito *.* Czy tylko ja jestem na tyle psychiczna, żeby kochać takich psycholi???
Czek. Mam. Wyłapałam. Jest sygnał. Itachi -> sukinsyn? Czyli musiał zdradzić. Zrobić coś, żeby nie być skur***lem dla tych drugich. O.O To być sygnał, że on nie być wcale taki zły. Przynajmniej mam nadzieję, że było tak, a nie, że stchórzył i zwiał do paki -.-
Kuwa mać, Sasuke idioto skończony!! Gdzie on mózg miał???? O.O Hidan być mądry?? O.O Dziwne uczucie.
Ja pier**le -.- Zaraz sama wezmę sznur i nóż rzeźnicki -.- Z chęcią obedrę tego skur**ela ze skóry. Żywcem. Opiekanego nad wolnym ogniem -.-
Kuwa jego nędznej mać -.- Już widzę histerie Sakury -.-
Może to zabrzmi głupio, ale ja miałabym wątpliwości. Nie uwierzyłabym w winę Sasuke. Nie po tym, w jakim stanie się znajdował, gdy go znalazła. Sakura wydaje mi się być w tym rozdziale nie tak bardzo ogarnięta, jak powinna być. Jej niektóre pytania wydają się mi być po prostu idiotyczne zważywszy na to, co wiedziała o Sasuke.
Dobra. Rozumiem, jak się poczuła, ale wydaje mi się, że powinna zdawać sobie sprawę, że on nie miał prawa jej o niczym mówić. Nie wiem, może tylko ja tak uważam. Wiem, że zaufanie w związku to podstawa, ale Sakura znała Sasuke, a poznając jego przeszłość powinna zrozumieć, czemu ją okłamywał.
Nie wiem, czy nazwałabym to egoizmem. Każdy człowiek kogoś potrzebuje. Nie wyrabia na dłuższą metę, kiedy jest sam, nawet jeśli twierdzi, że ludzi nie potrzebuje. Dla mnie Sasuke był już po prostu na granicy, a Sakurę w końcu kocha.
Co do całości, to po prostu nie mam nic do powiedzenia. Genialna scena, co innego można rzec?
Czy mi się tylko zdaje, czy mamy kolejnego pana do odstrzału *.*
Rozdział mistrzowski i tyle *.* Naładowany akcją, emocjami, wyjaśnieniami. Po prostu genialny. Nic dodać, nic ująć.
Pozdrawiam cieplutko ^^
PS.Co być z Saiem????? O.O
PS.2.Mam nadzieję, że widziałaś komentarz na Wezwaniu. Nadal mi wstyd że tak późno -.-
Dokładnie taki był mój zamiar. Zmylić Was.
UsuńKtoś musiał zginąć. Ktoś musiał poświęcić się w imię czegoś wyższego. W takiej chwili Shikamaru musiał myśleć głównie o Sasuke, nie o sobie. Uciekł przed odpowiedzialnością, to fakt, ale oszczędził sobie cierpień, które mafia na pewno by mu podarowała. Nigdy nie zważam na lament czytelników, jeśli uśmiercę bohatera, serio xD
Sakura... ciekawość zwyciężyła.
Obito idealnie pasował mi na psychola. Sasori na wyidealizowanego pana, a Hidan na jedynego porządnego dupka, jakiego mogą mieć. Oj, tak, Hidan odegra ważną rolę.
Z Sakurą to jest też tak, że szok zaburzył logiczne myślenie. Spokojnie, zrehabilituje się. Przytłoczyła ją śmierć Shikamaru i informacje, jakie dostała. Każdy normalny człowiek, nawet najmocniej wierzący w niewinność drugiej istoty, zareagowałby w taki sposób. Trudno ogarnąć w takich momentach emocje i myśli, bo w końcu nie można dostrzec, co jest prawdą a co zwykłym fałszem.
Sasuke jedynie się boi, że z tej potrzeby posiadania kogoś obok, wpakuje tą ukochaną w najgorsze kłopoty. Bo niech mu się tylko noga powinie... to pierwszy do odstrzału nie będzie on, prawda? ;)
Bardzo dziękuję za komentarz! Zawsze buduje mnie na duchu i udowadnia, że mam cudownych czytelników, którzy chociaż trochę czasu poświęcają na napisanie kilku słów na temat rozdziału lub dogłębnie go analizują. Dziękuję <3
Z Saiem się wyjaśni już niedługo, a komentarz widziałam, bez obaw <3 Kto jak to, ale to ja mam wszędzie plecy przez moją robotę xD
Chwila chwila.. ciągle dostaję za dużo informacji, a ostatnio tak nie ogarniam rzeczywistości, że muszę przetwarzać po tysiąc razy jak jakiś stary komputer!
OdpowiedzUsuńShikamaru nie żyje, nooo nie mam nic do niego, dokładnie NIC, więc przeżyję.. Ale jak Obito nie jest rodziną? Nie pamiętam co się stało z Saiem i czemu wszyscy pytają 0.0 doczytam i sobie przypomnę! obiecuję!!! Jednak sądziłam, że Sasuke odjedzie. A potem gdzieś się zatrzyma i będzie uderzał głową w kierownicę i trąbił.. bo czemu nie.. Ale skoro Sakura jest taką słabością to może jeszcze różne rzeczy wymyślić. Ja tam im szczęścia życzę a co ! :D
Kurczę, ale długość powalająca! :D
Ooooooh i przepraszam najmocniej, że nie w urodziny, ale ostatnio nieogarnięcie sięgnęło zenitu :( Chciałam złożyć najserdeczniejsze życzenia! Spełnienia WSZYSTKICH marzeń! :)
Pozdrawiam! :D Dziękuuuujęęę za rozdział! Tzn, że piszesz! :D
Oh haha i wgl Hiro i prochy LOL! xD To nic, że ktoś zapukał.. ale prochy LOL! xD
Pozdrawiam drugi raz! :D
Nie chcę, aby to opowiadanie opierało się na wszystkim, co mangowe. Obito w końcu to jeden klan, w sensie pochodzi od Uchihów, tam to rodzina. Tutaj niekoniecznie, chociaż ich podobieństwo może kierować na jakichś dalekich krewnych :)
UsuńBo Sai w pewnym rozdziale walczył ze śmiercią, Kas xD
Powiem Ci w sekrecie, że taki był plan. Sasuke miał odejść, po prostu odjechać i nie wracać, zająć się tym, co ważne. Postawiłam jednak na wielkie konsekwencje tego ich "powrotu", także... :3
A nic się nie stało, dziękuję! <3
NO BA, PROCHY, HALO! XD
JESTEM ZACHWYCONA. *_________*
OdpowiedzUsuńTęskniłam. <3
Bardzo mnie to cieszy! Dziękuję! <3
UsuńEm… to było 21 stron? Serio? Kurcze.. Nawet nie wiem kiedy się skończyło xD Serio kobieto bierz się za pisanie książki nawet podjadę po autograf :D
OdpowiedzUsuńMatko… Shika się tak wplątał. Żal mi go. Działając pod wpływem emocji wpędzał się coraz bardziej do grobu choć, to Sasuke miał spotkać coś złego.
Co prawda nie chciał żeby sprawy zaszły aż tak daleko. Do tego zabójstwo Madary, tego się już na pewno nie spodziewał po Akatsuki, a oni cóż.. przykro mówiąc wykorzystali go. Do tego nikt poza mafijną rodziną nie wie co tak naprawdę się tam stało. Co podali Sasuke i w jakim był sanie po tym, skoro obudził się z taką luką w pamięci.
Szczerze to nie wiem ile osób chce Cię zabić za śmierć Nary, ale ja cieszę się, że zginał w ten sposób. Że mógł wybrać w pewien sposób jak chce umrzeć. Popełnił samobójstwo, oszczędzając sobie bólu jak i rodzinie. Bo gdyby dorwali go Akatsuki, to wątpię, że nawet śmierć przyniosłaby mu ukojenie.
Zaskoczyła mnie Sakura.. Choć można było się tego spodziewać. Te wszystkie niedomówienia, kłamstwa, czy też półprawdy ze strony Uchihy przelały czarę goryczy.
Nie można iść za kimś w ogień, jeśli ciągle zastawiasz się, co tak naprawdę wiesz o tej osobie.
Sasuke przez to kim jest, wiele stracił i sądzę, że przyjdzie mi czytać o tym jeszcze nie jeden raz. Mimo to mam nadzieję, że gdzieś kiedyś znajdzie taki swój azyl. Gdzie, ktoś narazi się dla niego jak on dla Haruno, gdy omal nie zostali zdemaskowani.
Kompania Obito… Nie ma to jak się ustawić. Ciekawa jestem ile sobie drzwi otwierał tylko za sprawą nazwiska, podszywając się pod kogoś z rodziny policji? W końcu trzeba było jakoś biznes rozkręcić xD
I co zrobił Itachi skoro Obito jest na niego taki wściekły? Kurcze tu mnie złapałaś, bo nie mam pomysłu, a jak mam to wydają mi się idiotyczne xD
Witam w rodzinie… No spoko, ale skoro go wita, to ja się pytam po jakie diabły próbuje go wysadzić!? Czy mu brakuje jakiejś piątej klepki?! xD
Psychol…
Po prostu psychol…
Ej… Nobie, ja przy takich scenach SasuSaku to zamawiam jakieś chusteczki, czy coś, bo wiesz jakoś smutno mi się zrobiło :< A trochę głupio, by było jakbym siedziała jak ta beksa przed kompem w domu i nie wiedziała, co powiedzieć domownikom xD
Hiro raczy się takimi specyfikami? A to ci niespodzianka! Nie dość, że dziwki to jeszcze używki. Matko, co ten chłopiec jeszcze ukrywa… A przecież mu tak dobrze z oczu patrzyło xD
I komu otworzył, no komu? :D
Wybacz, że tak późno – czytam przeważnie wcześniej, ale z czasem na skomentowanie u mnie ostatnio różnie, zawsze mogę zacząć Ci na FB podsyłać w wolnej chwili elaboraty dotyczące rozdziału xD
Weny, kochana! :D
Pozdrawiam :*
PS. Dołączam do pytania gdzieś powyżej – Co z Saiem ? XD Tak desperacko walczył o życie podczas sekcji i słuch o nim zaginął xD